Witam. Mam problem. W ostatnią niedzielę jechałem autostradą w duzym deszczu. W pewnym momencie zaczęła mrugac kontrolka check engine - jakieś 5 sekund po czym przestała. Auto jakby troche osłabło ale moze mi sie wydawało - generalnie nic strasznego się nie wydarzyło. Po kilkudziesiąciu kilometrach zjechałem z autostrady i tu ZONK!- ja w pedał a auto zaczyna strasznie szarpać przy przyspieszaniu. (płynnie przyspiesza i nagłe szarpnięcie i znów przyspiesza i znów szarpnięcie itd) Więc delikatnie jechałem dalej. po kolejnych kilometrach szarpnięcia osłabły (ale też i dużo łagodniej jechałem). Najgorzej natomiast jak dojechałem do domu - auto na wolnych obrotach jakby było Ursusem - wali jakby na 3 garach. Sprawdziłem cewki - ok. Sprawdziłem świece - jedna się skończyła więc już byłem zadowolony że znalazłem przyczynę, wymieniłem świece - poprawy zero. Macie może jakiś pomysł? Czy może gdzieś łapie lewe powietrze? Czy może pociągnął jakimś cudem wodę? Dopatrzyłem się że turbina jest przykręcona tylko 2 śrubami do kolektora - ale nie chce mi się wierzyć zeby tamtędy pociągnął wodę. Na Vagu wyszło tylko że ma wiele wypadających zapłonów... Generalnie dzwięk silnika i turbiny w ogółe jest jakiś strasznie warczący???