Podczas jazdy około 150km/h przy ponad 3000 obr./min i temperaturze powietrza dochodzącej do 30 C usłyszałem tępy wystrzał dochodzący z komory silnika. Z tego co pamiętam samochód nie przyspieszał po dodawaniu gazu, wiec się zatrzymałem i zgasiłem silnik.
Po dojechaniu na lawecie w warsztacie samochodowym okazało się, że uległ rozszczelnieniu przewód, który jak się domyślam doprowadza powietrze do silnika, po jego powtórnym przyłączeniu manualnym, samochód mi oddano bez innych manewrów. Po prostu "klik" i gotowe. Oto ten przewód:
http://Audon.fotosik.pl/albumy/771392.html
Co to w ogóle jest i dlaczego się rozłączyło?
Objaw to kompletny brak mocy silnika. Mimo to samochodem wjechano na lawetę a później z niej zjechano, Z rury wydechowej wydobywał się czarny dym. Czy to nie było zbyt obciążające dla silnika i nie powinni go zaciągnąć na lawetę za pomocą wyciągnika?
Czy to że jeżdżę aktualnie bez osłony dolnej silnika i z pękniętym od dołu pasem przednim mogło mieć wpływ na rozłączenie tego przewodu, np w wyniku jakichś wibracji czy zawirowań powietrza? Samochód 8 miesięcy najechał na ufiksowaną przeszkodę typu krawężnik lub próg zwalniający...
Czy należy wymienić te rurki po obydwóch stronach w całości razem z pierścieniami zaciskowymi, które może się zużyły? Czy to normalne że te przewody się tak zużywają, auto ma już 6 lat? Dodatkowo są one upaćkane w jakimś smarze czy oleju, co pewnie powodowało lepsze warunki do ślizgu zaczepów...
Pragnę nadmienić, że na kilka dni przed tą awarią słyszałem jak pracująca turbina wydaje taki jakiś tępy dźwięk, inny niż zwykle nie było takiego delikatnego syku słychać. Sądziłem, że to może jakieś moje przesłyszenia, a teraz po awarii i ponownym przyłączeniu wszystko słychać jak wcześniej. Widocznie ten przewód zaczął się rozszczelniać wcześniej, choć nie odczuwałem żadnej utraty mocy silnika.