ja miałem ogólnie parszywy dzień, więc stwierdziłem że tak ma być i oby doczekać następnego... w sumie nic by to nie dało, sam bym się spóźnił tam gdzie jechałem... 800m jechałem godzine... ale następnym razem nie popuszcze - choćby żeby kolo któremu się tak śpieszy poczekał na psy i im się tłumaczył. Ale zagotował mnie na maxa wtedy.