Mam do was pytanie bo znalazłem sie w sytuacji chyba trochę bez wyjścia ...
W środę byłem uczestnikiem zdarzenia drogowego - stojąc samochodem służbowym na czerwonym świetle zostałem uderzony w tył. Gość po prostu nie wyhamował. Uszkodzenia były średnie, ale musiałem zadzwonić na policję z racji tego że samochód służbowy itp. Policjanci przyjechali zrobili co do nich należało - spisali protokół, dali mandat sprawcy kolizji i na koniec ...
Okazało się, że mam 25 pkt karnych na koncie i zabierają mi prawko o.O.
Po dwóch dniach dzwoni do mnie flotowiec i prosi o kopię prawa jazdy bo to jeden z dokumentów niezbędnych ubezpieczycielowi do zlikwidowania szkody. Dokumentu oczywiście nie posiadam i stąd moje pytanie do Was bo flotowiec zaczął mnie ostro straszyć, że ubezpieczyciel się wykręci i ja będe pokrywał koszty naprawy mimo, iż to nie ja byłem sprawcą. Czy słyszeliście o podobnej sytuacji bądź mieliście podobny problem ? Stan rzeczy na czas kolizji był taki, że miałem uprawnienia i prawo jazdy (uprawnienia cofają dopiero po kilku miesiącach od zawiadomienia o przekroczeniu - mnie zawiadomili 1,5 temu drogą pocztową jednak nie mieszkam w miejscu zameldowania) i generalnie miałem prawo prowadzić samochód - tak mi zresztą powiedzieli w Komendzie Powiatowej przy okazji odbioru skierowania na ponowny egzamin. Czy orientujecie się czy i jak gadać z ubezpieczycielem, żeby się nie wykręcał ?
Dzięki za jakąkolwiek pomoc.
Pozdrawiam