Cześć
Zakładam nowy temat chcąc opisać swoją historię oraz prosić o pomoc gdyż nie znalazłem podobnego tematu. Otóż kupiłem swój pierwszy samochód a3 1,6 z LPG Koltek, na drugi dzień zauważyłem problem w użytkowaniu który objawiał się tym, że po przełączeniu na LPG silnik gasł, postanowiłem pojechać do tzw. 'gaziarzy', jak zobaczyli, że to holenderska instalacja to nie chcieli się tego podjąć, w ostatnim serwisie usłyszałem "Panie wywalić, wykorzystamy przewody i butle zapłacić 1500 PLN i wsadzimy Staga" (tekst trochę mnie zbulwersował gdyż nawet nie chcieli zdiagnozować problemu od razu wymieniać) w tym momencie przypomniały mi się słowa znajomych które brzmiały mniej więcej tak "Kup sobie samochód to będziesz miał gdzie wydawać oszczędności". Postanowiłem zajrzeć pod maskę i pooglądać, okazało się, że instalacja nie jest specjalnie skomplikowana w budowie pogooglowałem kupiłem zestaw naprawczy do rozdzielacza za 30 zł kupiłem 4 browary podjechałem do kumpla do garażu zabrałem się za rozbieranie wymieniłem oringi, membranę przeczyściłem rozdzielacz od gazu bo tłoczek był tak zaszlamiony, że masakra operacja się udała autko na LPG zaczęło smigać, że aż miło , wymieniłem także olej, filtr oleju, filtr powietrza, świece, samochód na LPG był nieznacznie słabszy niż na benzynie czasami na zimnym silniku czułem minimalny spadek mocy jednakże praktycznie nieodczuwalny i tylko przez moment (coś jakby brakowało benzyny), ale ogólnie wszystko okej. Kolejny problem pojawił się pewnego mroźnego poranka, mianowicie nikt mnie nie poinformował, że lepiej nie zaciągać ręcznego jak w nocy ma być -20 stopni celsiusza, jak każdego ranka odpaliłem samochód i wyruszyłem do pracy czując znaczny spadek mocy, wszystko było fajne tylko na każdym zakręcie miałem takiego drifta ze kosmos, po przejechaniu połowy mojego miasteczka uznałem, że chyba coś jest nie tak zatrzymałem się wysiadłem z samochodu patrzę z tylnich kół się kopci, a tarcze hamulcowe nabrały innego koloru w tym momencie jeszcze nie wiedziałem aby nie dotykać palcem tarczy, po namiętnym przyłożeniu palców do tarczy hamulcowej z moich ust wydobył się słowa kur... jego mać, aż ludzie wyszli z piekarni zobaczyć co się dzieje, wsiadłem do auta ze spalonymi palcami podjechałem do kumpla który zdiął koła coś porobił i odjechałem do pracy. Dwa miesiące później strzeliła uszczelka pod głowicą auto się zagotowało więc odstawiłem do mechanika (w tym momencie po raz drugi przypomniały mi się słowa znajomych ), mechanik dał nową uszczelkę, głowica splanowana, przy okazji powiedziałem aby wymienił panewki, pierścienie, rozrząd, i jakiś tam pasek (w końcu autko niedawno kupiłem, a na liczniku przejechane 220 tys km i pewnie ze cztery razy cofany licznik). Wyjeżdżając od mechanika czułem znaczny spadek mocy na benzynie (czyt. katastrofa) ponieważ wskazówka była na zero (pomyślałem nie ma paliwa i zbiera tylko jakieś 'opary') zatankowałem połowę zbiornika problem nie ustąpił i tak kilka dni. Postanowiłem wymienić filtr paliwa kupiłem nowy, dmuchając do środka powietrze przelatywało bez problemu, wymontowałem stary wylałem z niego paliwo z takim syfem, że głowa boli próbując dmuchnąć prawie się zesrałem (totalny brak przelotu nie wiem jak paliwo przez to mogło przejść) przejechałem trochę i mogłem powiedzieć, że jest nieco lepiej jednak bez rewelacji. Rano odpaliłem samochód który burczał jak jakiś traktor (okazało się, ze w nocy kuny zrobiły sobie imprezę pod maską przeżarły kable od prawej lampy i jeden przewód WN) w tym momencie po raz kolejny przypomniały mi się słowa kolegów... tylko już się nie śmiałem. Podjechałem do sklepu autem od dziewczyny, kupiłem przewody wymieniłem, auto ruszyło, jednak problem z brakiem mocy pozostał. Podjechałem do elektromechanika podpiął profesjonalne urządzenie powiedział ze dużo błędów pokasował powiedział abym przejechał kilka kilometrów i wrócił, podpiął sprzęt ponownie, sprawdził i powiedział brak sygnału czujnik halla, podziękowałem odjechałem, w domu poczytałem co to jest i z czym się to je, okazało się ze sprawdza to prędkość obrotową wału korbowego czy tez wałka rozrządu fachowcem nie jestem jednakże zastanowił mnie fakt jakim cudem może to dawać w tym przypadku sygnał jak silnik jest wyłączony, a on zczytywał błąd tym bardziej, że na LPG nie ma problemu. Postanowiłem kolejny raz zajrzeć pod maskę sprawdzić czy gdzieś jakiś kabel nie jest uszkodzony lub coś w tym stylu okazało się, że taka mała rułka chyba od zaworu podciśnienia nie była podłączona, podłączyłem poprawy brak. Postanowiłem podjechać na stacje zatankować PB dolać STP czerwonego do benzyny przejechać z 50km i się zobaczy, efekt taki, że samochód dalej na PB ma brak mocy wygląda to tak, że wciskam pedał gazu, a mam odczucie jak bym w tym samym czasie pulsacyjnie wciskał pedał hamulca(ręczny nie jest zaciągnięty i mamy lato ), auto nie ma mocy przy około 3 tyś obr dostaje kopa czasami przy 4 tyś. pod górkę jest masakra na prostce jest to mniej odczuwalne, a z górki jeszcze mniej, przy czym jak przełączę na LPG zawsze jest bez zarzutu. Najdziwniejszy jest fakt, że trzykrotnie zdarzyło mi się tak, że jadąc na benzynie była rakieta żadnych spadków mocy ciągnęło równo od 900 obr jednak po zgaszeniu samochodu i odpaleniu rano problem powraca. Moje pytanie brzmi gdzie może tkwić problem.